wtorek, 4 listopada 2014

Mieszkałam na Marzysza

Moim pierwszym mieszkaniem w Garwolinie był blok na Marzysza, przed którym starsi sąsiedzi spędzali całe dnie; siedzieli na ławkach, przyglądali się przechodzącym, znali znajomych i rodziny  innych, pilnowali wnuków, dobrze wiedzieli, co w trawie piszczy.W  takim miejscu trzeba zapomnieć o anonimowości, trzeba zaakceptować tę sąsiedzką symbiozę. Gdy  przechodziłam obok ławek, pełnych ludzi, mających dużo wolnego czasu,  głośno mówiłam„ dzień dobry” i często zatrzymywałam się na krótką pogawędkę, o dzieciach, wnukach, chorobach lub pogodzie. Fajne były te pogaduszki. A  jaka rozmaitość charakterów, osobowości i historii życiowych na tych ławkach! Do dziś niektóre wspominam i kiedyś opiszę.
Naprzeciwko bloku na Marzysza było boisko, na którym pewnego dnia zaczęto wznosić halę sportową, taki kolos. Wyglądam przez okno, a tu mur, ściana hali. Kto mógł, to uciekał z tego miejsca. Starzy mieszkańcy  zostali, bo starych drzew się nie przesadza, a wkrótce nazwę ulicy zmieniono na Żwirki i Wigury. Mieszkanie na Marzysza do dziś wspominam z nostalgią- pięknie, zielono i do pracy blisko- pracowałam w  " Jedynce",  prowadziłam klasę teatralną.....
Dodam jeszcze, że niektórzy bardzo się z budowy hali ucieszyli, np. moja córka Agata. Nareszcie miała dobre miejsce, żeby realizować swoje sportowe pasje.
Potem nasza rodzina przeprowadziła się na Romanówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz