Mieszkałam na Marzysza
Moim pierwszym mieszkaniem w Garwolinie
był blok na Marzysza, przed którym starsi sąsiedzi spędzali całe dnie;
siedzieli na ławkach, przyglądali się przechodzącym, znali znajomych i rodziny innych,
pilnowali wnuków, dobrze wiedzieli, co w trawie piszczy.W takim miejscu
trzeba zapomnieć o anonimowości, trzeba zaakceptować tę sąsiedzką symbiozę. Gdy
przechodziłam obok ławek, pełnych ludzi, mających dużo wolnego czasu,
głośno mówiłam„ dzień dobry” i często zatrzymywałam się na krótką
pogawędkę, o dzieciach, wnukach, chorobach lub pogodzie. Fajne były te
pogaduszki. A jaka rozmaitość charakterów, osobowości i historii
życiowych na tych ławkach! Do dziś niektóre wspominam i kiedyś opiszę.
Naprzeciwko bloku na Marzysza było boisko,
na którym pewnego dnia zaczęto wznosić halę sportową, taki kolos. Wyglądam
przez okno, a tu mur, ściana hali. Kto mógł, to uciekał z tego miejsca. Starzy
mieszkańcy zostali, bo starych drzew się nie przesadza, a wkrótce
nazwę ulicy zmieniono na Żwirki i Wigury. Mieszkanie na Marzysza do dziś
wspominam z nostalgią- pięknie, zielono i do pracy blisko- pracowałam w
" Jedynce", prowadziłam klasę teatralną.....
Dodam jeszcze, że niektórzy bardzo się z
budowy hali ucieszyli, np. moja córka Agata. Nareszcie miała dobre miejsce,
żeby realizować swoje sportowe pasje.
Potem nasza rodzina przeprowadziła się na
Romanówkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz